Dodano dn.: 27 marca 2023

Mariusz ‘Panda’ Klima zrzucił w ciągu 9 miesięcy więcej kilogramów, niż ja ważę. Wszystko to dzięki diecie, ćwiczeniom, a przede wszystkim – własnemu samozaparciu.

Gdy rok temu dobijał wagą do 180 kilogramów mało kto wierzył, że uda mu się dokonać takiej zmiany w tak krótkim czasie. I choć jego praca ciągle trwa, to już dziś stał się wzorem i inspiracją dla innych udowadniając, że niemożliwe nie istnieje.

 

Szymon Urban: Masz na imię Mariusz, ale przyjaciele mówią do Ciebie ‘Panda’. Dlaczego akurat ‘Panda’?

Mariusz ‘Panda’ Klima: Gdy w szkole trenowałem karate kyokushin, to w kimonie wyglądałem jak wyświetlana wtedy w kinach Kung-Fu Panda. Dlatego na początku wołali do mnie ‘Kung-fu Panda’, a później zostało samo ‘Panda’. A gdy rozeszła się informacja, że potrafię robić dobre rzeczy do jedzenia, osoby, które mnie odwiedzały najczęściej mówiły ‘Pan da’ i to tylko utrwaliło ksywkę. Dziś więcej ludzi wie kto to ‘Panda’, niż Mariusz Klima.

Pod koniec lutego był dla Ciebie ważny dzień: świętowałeś 70 kilogramów w dół.

Oficjalnie 70 kilogramów od kiedy prowadzę pomiary, ale nieoficjalnie już 80.

Rozmawiamy, ponieważ jeszcze rok temu wyglądałeś i co ważniejsze – ważyłeś – zdecydowanie inaczej niż teraz…

Ważyłem ponad 180 kilo. Odchudzanie zacząłem w kwietniu ubiegłego roku. Początkowo od spacerów, roweru i basenu. Dużo spacerowałem, chodziłem do Staniątek, Kokotowa, na WTRkę, na herbatę do chłopaków do straży w sąsiednich miejscowościach. Żeby było ciekawie i wesoło, bo ćwiczenie nie może być karą. Odchudzanie trzeba traktować jako wyzwanie i fajną zabawę, bo na waflach i wodzie to nawet mnich w zakonie nie żyje (śmiech).

Co skłoniło Cię do rozpoczęcia diety i treningu, co stanowiło punkt zwrotny, w którym powiedziałeś sobie: Dość!

Na początku trzymałem dietę, ale gdy nadchodził weekend to pojawiało się grillowanie i przekąski. W majówkę rodzina zaczęła mi dogryzać, że najpierw dieta, a później grill. Dlatego postanowiłem im udowodnić, że dam radę i zacząłem odchudzanie na serio.

Jesteś cukiernikiem i piekarzem prowadzącym Wiejskie Chleby. Taki rodzaj pracy pewnie nie pomaga w utrzymaniu diety?

Jest bardzo ciężko, bo cały czas pieczesz. Wszystko pachnie i poniekąd musisz spróbować, dlatego zacząłem robić jak sommelier – spróbować i wypluć. A jak coś mieszam, to muszę szybko umyć ręce, bo jak nie umyję to mam silny odruch, żeby spróbować.

Twoja walka z nadmiernymi kilogramami trwa od 9 miesięcy. To głównie dieta, ćwiczenia fizyczne czy po równo?

I jedno, i drugie. Mam dietę i jestem codziennie w Next Level Fitness. W tygodniu przychodzę tam dwa razy dziennie, a w weekendy po razie. Mam dużo treningów kardio, mam pięć treningów siłowych z Damianem Piernaczykiem. Pomaga mi też Tomek Sadkowski, który jest moim trenerem  wspierającym i motywującym. On mi ciągle powtarza, że moje odchudzanie to nie sprint, tylko maraton. Jestem im bardzo wdzięczny za czas i zaangażowanie, bez profesjonalnego wsparcia byłoby znacznie ciężej.

W jaki sposób wybrałeś odpowiednią dietę?

Na początku się na tym nie znałem, więc zamówiłem catering dietetyczny. Pewnego dnia siostra zaprowadziła mnie na siłownię. Tu trener ułożył mi dietę. Dobraliśmy ją tak, żebym gotował to, co lubię jeść. Bo można zjeść ciastko, ale nie trzeba zjeść całej tortownicy.

Na swoje stories na Instagramie wrzucasz zdjęcia posiłków i prawdę mówiąc wcale nie przypominają tego, jak wyobrażamy sobie jedzenie ludzi na diecie.

Dużo ludzi mi pisze “Mariusz, jak to możesz jeść, to nie jest dieta!” A ja mówię, że wszystko można jeść, tylko ważne są proporcje. Jak przygotowuję swojego słynnego burgera, to robię to z własnej brioszki, więc wiem co w niej jest. A chleby jem ze 100-procentowej razowej mąki żytniej. Dobry skład gwarantuje długie przechowywane oraz brak uczucia wzdęcia po jedzeniu. Zresztą dawniej używało się głównie mąki razowej, bo dobrze się ją przechowuje. Burgera robię z mięsem mielonym z indyka. Do tego warzywa w dowolnych ilościach, jajko, odrobina majonezu wege i pieczenie na pergaminie. I to jest hit, bo danie wygląda jak milion kalorii, a nie ma w nim nic złego. Jem też kotlety, ale są bez panierki i nie smażę ich we fryturze. Czyli jem mięso bez całej otoczki. Wbrew pozorom na diecie trzeba dużo jeść. Ludzie się głodzą, a efekt jest odwrotny, bo organizm zaczyna magazynować i się robią boczki.

Na efekty wpływa głównie dieta czy trening fizyczny?

Trening jest ważny, ale 80 procent sukcesu w odchudzaniu to dieta, bo trzeba pilnować zjadanych kalorii. Nie podjadać i pić dużo wody, bo organizm nawodniony jest zadowolony. Do tego sen i regeneracja. Możesz podnosić tysiące kilogramów, ale gdy jesteś zmęczony, to ta praca nic nie da – będziesz napuchnięty i możesz się nabawić kontuzji. Ludzie mówią, że nie są w stanie wypić dużo wody. Ale nie trzeba tego robić na raz, tylko regularnie w ciągu dnia. Do tego ruch, bo tłuszcz spalamy, a nie wypacamy. Nie piję też alkoholu, ale jeśli ktoś raz na czas chce się spróbować, to proszę bardzo, byle nie słodkie drinki.

Jakie zmiany zaobserwowałeś w swoim zdrowiu po utracie wagi?

Mam dużo lepszą kondycję. Wykonywanie różnych prostych czynności dawniej zajmowało mi dużo więcej czasu. Przykład: do NLF chodzę z domu na piechotę. Na początku zabierało mi to 20 minut, a teraz 13, a wcale nie biegnę. Gdy chodzę na bieżni, to co było dla mnie szczytem, teraz jest rozgrzewką.

Jakie napotkałeś trudności w trakcie odchudzania? Miałeś momenty załamania?

Największa walka jest z samym sobą. Z głową. W ciągu pięciu minut możesz być tak szczęśliwy, że możesz traktor podnieść, a po chwili zaczynasz mieć świeczki w oczach i ludzie pytają czemu jesteś smutny. Wpadam czasem w stan euforyczny, a kiedy indziej nic mi się nie chce. Właściwie to głównie mi się nie chce, ale wstaję i wychodzę. Nikt mnie nie wypchnie przez okno. Jak sam nie wyjdę, to nikt mnie nie zaprowadzi.

Jakie wsparcie otrzymałeś od bliskich osób?

Mam bardzo duże wsparcie od rodziny. Jeżdżąc na spotkania rodzinne biorę swoje jedzenie lub proszę o sałatkę. Albo zjem ten rosół u babci, ale rodzina rozumie i się nie gniewa, jak nie zjem później w domu. Gdy się odchudzasz, ale idziesz na wigilię, to nie rób z siebie idioty i zjedz, ale nie proś o dokładkę, a rodzina niech cię do tego nie namawia. Czasem mama pyta, czy dać mi do zjedzenia coś co przygotowała i się zgadzam, ale zawsze zamiast czegoś co miałem tego dnia zjeść.

Ale nie tylko Ty dostajesz wsparcie. Wiem, że dajesz je innym. Dla wielu osób stałeś się źródłem inspiracji. Czy postrzegasz siebie jako chodzący dowód na to, że niemożliwe nie istnieje?

Tak, postrzegam. Dużo osób nie wierzy w to, że udało mi się tyle osiągnąć bez operacji. A dowodem na moją przemianę jest mój Instagram (https://www.instagram.com/fit.panda.91/). Piszą do mnie różni ludzie, wysyłają swoje wagi, wymiary. Mówią, że ich zmotywowałem, bo widzą, że się da. Nie jestem kulturystą. Nigdy nie byłem związany z siłownią czy ćwiczeniami, co zresztą widać. Jestem człowiekiem jak każdy inny, który potrafił dokonać tak wiele. Ciągle się uczę, pytam mądrzejszych od siebie i zawsze mi pomogą, podpowiedzą co robić.

Ludzkie ciała są w większości dalekie od ideału. Samoakceptacja jest niezmiernie ważna, ale powiedz mi gdzie Twoim zdaniem przebiega granica pomiędzy zaakceptowaniem niedoskonałości, a momentem, w którym powinna nam się zapalić czerwona lampka?

Zdecydowanie gdy codziennie czynności zaczną sprawiać trudność. Jak się zaczyna problem z wchodzeniem do wanny, wiązaniem butów czy wyjściem po schodach. Wiele osób ma siedzący tryb życia i nawet nie wie jaką ma kondycję. Inni żyją na dowożonym jedzeniu, bo tylko na to mają czas. A to prosta droga do problemów zdrowotnych. Jasne – można zjeść burgera, wszystko jest dla ludzi, ale nie 15 razy w tygodniu. No i psychologia – czy jeszcze akceptujemy siebie, czy zaczynamy mieć wyrzuty sumienia. Często jak ktoś zje coś spoza diety, zaczyna mieć wyrzuty wymienia. Ma poczucie, że musi to spalić i niejako za karę idzie na trening. A to nie jest tak, że ty musisz. Ty chcesz chcesz to zrobić! To nie może być pokuta, trening nie może być karą. Wtedy można wpaść w zaburzenia odżywiania. Bardzo łatwo jest popaść ze skrajności w skrajność. A najważniejsze jest, żeby się nie przetrenować.

Czy odchudzanie miało pozytywny wpływ na Twoje samopoczucie?

Oczywiście. Czuję się bardzo dobrze, chodzi mi się dobrze, duży plus. Na spacerach czy na siłowni przychodzą do mnie ludzie i mówią, że nie wierzyli. Myśleli, że się wydurniam, ale teraz patrzą na Instagram i widzą, że to na serio. Wiele osób waży 130 kilogramów i zastanawia się co zrobić. A tu chodzi o to, żeby zacząć. Iść na spacer, pójść na trening nawet wtedy, gdy się nie chce. I jak zrobisz trening, to z pewnością wrócisz z niego mega zadowolony, z dobrym samopoczuciem. Na siłowni zawsze kogoś spotkasz, przywitasz się, porozmawiasz. To podtrzymuje na duchu. Ważne jest też stałe kontrolowanie zdrowia. Trenerzy zwracają uwagę, że taka utrata wagi jest szokiem dla organizmu. Ja się regularnie badam i mam dobre wyniki. Przychodzę na siłownię i czuję się tu jak u siebie. Jak idę na bieżnię, to zawsze kogoś spotkam. Nawet nie wiem kiedy minie godzina spaceru i trening się zrobił. Gdy pogoda pozwala, to spaceruję po polu. Dziennie robię średnio od 28 do 32 tysięcy kroków. To prawie 3 godziny chodzenia!

Powiedziałeś, że odchudzanie to nie sprint, a maraton. Ale każdy maraton ma metę – gdzie jest Twoja?

Może zabrzmi to śmiesznie, ale gdy wezmę udział w zawodach podczas Targów Kulturystycznych Fiwe. Tam byli moi trenerzy, i tam chcę być ja. Chcę wystąpić na scenie i to osiągnę. Już zrobiłem najważniejsze – łydki i sprawność nóg. Nie mam samochodu, dlatego wszędzie chodziłem na nogach lub na rowerze. Lekarz twierdzi, że to mnie uratowało. Przy wadze ponad 170 kilogramów, masy mięśniowej miałem ponad 90 kilo. Lekarz dwa razy komputer zmieniał, bo nie dowierzał. Ale dlatego jestem sprawny, bo miało co te kilogramy trzymać.

Zapewne będą to czytać osoby zmagające się z podobnymi problemami, jak Ty rok temu. Co chciałbyś im przekazać?

Jak tylko chcesz, możesz do mnie napisać na Instagramie lub Facebooku. Powiem Ci to, co powtarzam każdemu: Będzie bardzo ciężko, ale cholernie warto. Jak masz opory, to zaczniemy razem. Wiem z czym się będziesz zmagać, rozumiem Twoje obawy. W treningu czy na siłowni najważniejszy jest pierwszy krok, a później będzie z górki. Poznasz znajomych, przywitasz się z ludźmi przed treningiem. To Cię nakręci, a największą nagrodą będą osiągnięte rezultaty.

Rozmawiał Szymon Urban

Kilka zdjęć Mateusza Klimy zestawionych razem pokazuje jak schudł.